poniedziałek, 28 stycznia 2013

#Dzień numer 28 - Proszę, nie poddawaj się.

Weszłam wbrew zdrowemu rozsądkowi na wagę. Wczoraj było 72.7, dziś 72, ale pomimo wszystko staram się nie wszczynać paniki. Ostatni tydzień był dla mnie wyjątkowo ciężki, weekend pijany, a poniedziałek pełen stresu i słodkości. Dlatego nie wpadam w panikę - zawaliłam, muszę pokutować. Tylko jak po tygodniu nie trzymania się ŚCIŚLE diety wrócić do starych nawyków? Zacznę od niejedzenia śniadania. Wiem, że wiele osób uważa to za czyste zło, ale ja mam tak, że jak już zjem śniadanie to kaplica. Cały czas chodzę i jem.
Zapaliłam papierosa, czego nie robię na codzień, żeby zabić głód, a jedyne co to zabiło to świeżo umyte zęby. Świetnie.
Wydaje mi się, że cierpię na coś na wzór depresji po egzaminacyjnej. Wczoraj cała w euforii, dzisiaj smutna jak kilo gwoździ. Świetnie.
Muszę zacząć ćwiczyć. I będę to robić codziennie przez przynajmniej pół godziny. Muszę odzyskać świetny, zgrabny tyłek, który był moim znakiem rozpoznawczym. Tylko jak po dwóch miesiącach bez ćwiczeń pchnąc się w tamtym kierunku? I w końcu muszę znowu zacząć sypiać pełne osiem godzin, a nie marne cztery.
Dziękuję, że jesteście dziewczyny. Wasza pomoc i wsparcie jest najlepszym co ostatnimi czasy dostaje od życia. Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Do usłyszenia, z bilansem, po szkole!
:-*
Edit 1. Odzyskałam dostęp do emaila, który ostatnio stroil foszki. Siadam do odpisywania!

Edit 2. Bilans: 
100 ml odtłuszczonego mleka - 33 kcal 
Pół kromki ziarnistego chlebka - 62 kcal 
Chuda szyneczke x5 + kolejne 2 plasterki - 80 kcal 
Miseczka zupki pomidorowej - 120 kcal

Razem: 295 kcal 

Poszło bajecznie. <3 Oby do końca tygodnia było tak pięknie! <3 <3 <3

#Dzień.. Któryś napewno.

Napisałam dziś rano egzamin. Jestem zmęczona psychicznie, tak bardzo, że na nic nie mam już ochoty, tylko na sen i odpoczynek, ale opłacało się. Nie chce chwalić dnia przed zachodem słońca, ale poszło mi całkiem dobrze. Byle do wyników, które będą już w Marcu! :) 
Może nareszcie uda mi się zapuścić zanokcie, które zapuściłam na jakiś miesiąc przed stresem egzaminowym, ale ostatnio gryzłam Je ja szalona. To mój cel na ten tydzień - by nie dziabać ani jednego paznokcia! 
Osiemnastka była epicka. Tak się wyszalałam, że ledwo chodzę. W niedziele byłam do wieczora nieprzytomna, tak zmęczona, jednak się spiełam i zdołałam nawet trochę do egzaminu się pouczyć ;) 
Skurwiel też tam był. Nie rozmawialiśmy, oprócz półsłówków, których wymagało spędzanie czasu w towarzystwie. Choć zabił mnie, gdy padło pytanie z wyrzutem brzmiące, "Odnoszę wrażenie, że nie chcesz ze mną rozmawiać..." Na prawdę? Ameryki to Ty kochanieńki nie odkryłeś. 
Muszę trochę odpocząć, miałam dziś wejść na wagę, jednak postanowiłam się nie stresować tym przed egzaminem. W Sobotę rano było 70.1 kg, jednak po szalonym weekendzie wszystko może się zdarzyć. Kolejne postanowienie? Nie włazić na wagę do piątku, a przynajmniej nie przejmować się tym. Jestem dobrej myśli i mam nadzieję, że do 1szego Lutego zdołam ustabilizować wagę i osiągnąć Swój trzeci cel: 70 kilogramów. 
Ale się wygadałam. Od razu mi lepiej! Dziękuję za wszystkie komentarze. Bardzo pomagają mi zachować trzeźwy umysł i trzymać się z dala od alkoholu, który jest moją mocną zmorą. Jesteście najlepsze! 

Zabieram się właśnie za czytanie blogów - dawno tego nie robiłam, a to czysta przyjemność. :)

Pozdrawiam was kochane! :*

Edit 1. P. zaczął zauważać, że nogi mi zeszczuplały, a myślałam, że to tylko wymysł rodziców. Normalnie nie posiadam się ze szczęścia. Będę walczyć dalej, o chudą Siebie! <3. 

piątek, 25 stycznia 2013

#Dwudziesty czwarty - Ważenie

"Ludzie mówią „weź się lecz się”, sam się weź się lecz.
Kurwa, co jeden lepszy ekspert pieprzy ostracyzm."


Waga pokazała 70.5 kg. 
Jak widać, nie ma dla Ciebie dziś kolacji, Koka. 
Jutrzejszego śniadania, obiadu i kolacji też. 
A później zapij ten Swój paskudny ryj. 

Czasami mam ochotę umrzeć. 
Chyba znów pora się uśmiechnąć do alkoholu. 


Edit 1. Powiem więcej! Jutro idę na osiemnastkę, na tą samą imprezę, na której cztery lata temu poznałam tego skurwiela, którego dziś nienawidzę. I co? Też tam będzie. Nie wiem jak Sobie poradzę. Nie wiem, nie wiem, nie wiem. 

Ostatnio skonfrontował się ze mną na fejsie. Nie chce mnie puścić, nie chce pogodzić się z tym, że mogę go opuścić i zerwać z nim kontakt, paląc wszystkie mosty. 
"Nie, dla mnie to walka o część mnie we wnętrzu Ciebie." 

 Nic z tego dobrego nie wyszło. Nigdy nic z tego dobrego nie wyjdzie. I przypierdolił mi takim oto zdaniem: 
"Wiesz bardzo dobrze, że nie jestem "każdym normalnym człowiekiem" i wiem też, że właśnie to Cię we mnie interesowało i dlatego nasz kontakt był specyficzycznym, ale przyjemnym doznaniem.
Ciekawie ujęte, czyż nie?
Mówi tak mało, a nasuwa tak dużo.."

Byłam doznaniem, Ty byłeś miłością mojego życia. Ty chuju. 

"Jesteśmy jakąś dziwną cząstką, jak para ubotów a między nami ochy i achy. Mimo, że ciężko nam ze sobą życ, to jesteśmy sobie choć delikatnie niezbędni do życia - przynajmniej ja tak czuję.
I nie chodzi tu o uczucia typu miłość, ale jakaś stabilizacja umysłowa."


I sama nie wiem co boli bardziej, czy to, że byłam beznadziejnie latami w Tobie zakochana czy to, że nigdy nie potrafiłam zawalczyć o to co kocham, a teraz muszę tą miłość powiesić na cienkim sznurku. A może to moja wina, bo jestem słaba i moja samoocena jest tak niska, że nigdy nawet nie odważyłam się Tobie powiedzieć co tak naprawdę czuje? Głupia, głupia, głupia. 
Nie mogę zapomnieć. No kurwa, nie mogę. 
Bardzo bym chciała, żeby ten dzień cztery lata temu NIGDY się nie wydarzył. 

"Coś pomiędzy autodestrukcją, a spokojem ducha..
I dlatego własnie chciałbym to podtrzymać..
Bo nie znam nikogo na całym świecie takiego, aby łączyło mnie z tą osobą taka specyficzna więź.."


Już naprawdę nie wiem co ze Sobą zrobić... Jestem beznadziejna Beznadziejnie zakochana. Beznadziejnie żałosna. Zabić tę miłość czy walczyć? 


Edit 2. Czuję się jak ktoś niestabilny psychicznie, skoro rzucam się po pomoc w Internet, ale co innego zrobić, jak nie możesz wygadać się nikomu? 




czwartek, 24 stycznia 2013

Podsumowanie dnia dwudziestego trzeciego - Kompuls.

Znowu był kompuls, znowu płakałam, znowu nienawidzę samej Siebie, a tak mi dobrze szło. Prawie tydzień przerwy!
Bulimio, Ty wstrętna suko. Zostaw mnie w spokoju. 

Jedyna pocieszająca w tym rzecz, to, to, że jak rzucam się na jedzenie to zjadam o połowę mniej niż na początku stycznia, bo mój żołądek po przekroczeniu jakiejś tam granicy odmawia współpracy. Ale czy to naprawdę taki plus? 

Już nie wiem co zrobić, by tego nie robić. :( 

Głupia Koka, głupia Koka, GŁUPIA! 

Bilans: 
Dwie kromki ciemnego chleba i dwa plasterki szynki - 250 kcal
Obiadek z Weight Watchers - 247 kcal 
Kompuls i wiszenie na ubikacji.

Razem: totalna porażka. 


#Dzień dwudziesty-trzeci. - Panicznie boję się wagi.

Panicznie boję się wejść na wagę. Wiem, że jeśli waga wróci w którymkolwiek momencie do 72óch kilogramów to załamie się psychicznie.
Jutro dzień ważenia. Tydzień był taki Sobie. Na więcej Sobie pozwalałam. Wiem, że nie mogę tego tłumaczyć stresem przed-egzaminowym, ale tak jest. Człowiek by poczuć się choć chwile szczęśliwym pozwala Sobie na cukiereczka za 50 kcal albo na ciasteczko za 100 kcal. Po egzaminie obiecuje wrócić do diety 550 kcal i ani grama więcej!
Oby tylko waga była dla mnie w piątek łaskawa.
błagam, błagam, błagam.

Cel? By do końca Stycznia zobaczyć upragione 6 z przodu!
muszę, muszę, muszę.

Chyba zacznę ćwiczyć. Tylko pozostaje pytanie, czy jak będę ćwiczyć jedząc tak mało kalorii to nie zrobie krzywdy własnemu organizmowi? Wiele dietetyków krzyczy o to, by nie jeść mniej niż 1200 kcal inaczej wykańczamy mięsnie. Jak to właściwie jest? Któraś z was ma jakąś wiedzę w temacie? Proszę o rady!

Pozdrawiam was ciepło i dziękuję za odwiedziny! :)

Znalazłam bardzo ciekawy fakt na stronie Naukowe Fakty. Zawsze chciałam wiedzieć co się dzieje z moim tłuszczykiem. :D


Co dzieje się z tkanką tłuszczową podczas odchudzania?

Nasz organizm trawi pokarm, który przetwarzany jest między innymi na energię, dzięki której funkcjonujemy. Co się dzieje natomiast wtedy, gdy nie dostarczymy do żołądka wystarczającej ilości pokarmu? Organizm sięga w takiej sytuacji do rezerw tłuszczu – do krwiobiegu dostają się kwasy tłuszczowe i skierowywane są do komórek. Enzymy rozkładają lipidy w tym procesie na dwutlenek węgla, wodę i adenozynotrifosforan – ten ostatni pełni rolę dostawcy energii a jego nadmiar usuwamy jest wraz z moczem. W taki oto sposób spalana jest tkanka tłuszczowa.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

#Dwudziesty dzień - Dni zlewają się w jedno.

Im dalej w las, tym więcej drzew. Po małym piątkowym zwycięstwie trudno mi wrócić do diety. Weekend był sponsorowany przez różne szaleństwa, ale podejrzewam, że nie przekroczyłam zalecanej dziennej normy w Sobotę, w którą balowałam najmocniej.
Dostałam ofertę z wszystkich pięciu unwerstytetów, na które składałam papiery, więc było co świętować. Jestem zadowolona z Siebie. Tylko to widmo egzaminu z socjologii wisi nade mną i tylko czekam aż nadejdzie dzień sądu 28mego Stycznia i uwolnie się od tych depresyjnych myśli.

Muszę wrócić do diety! Weź się w garść Koka! No, już, już!
Następny cel to pozbyć się tego 0.8, jeśli tego dokonam do piątku jestem na wygranej pozycji i myślę, że w Luty wejdę już z 6'ósteczką na początku. Choć ciężko mi w to uwierzyć, to muszę być silna!

Przepraszam, że tak mało was odwiedzam i komentuje, ale postanawiam poprawę. Dziś mam wolne od szkoły, bo Anglie zasypał śnieg i ponad 5 tysięcy szkół zamknięto :P Zapowiada się, że będę miała weekend siedmio-dniowy.

Byle do 28ósmego!

Pozdrawiam was, moje drogie!

A na koniec trochę inspiracji bo dawno się nie motywowałam. Oto jedna, która mocno zapadła mi w pamięci:


I moja ulubiona aktorka, Olivia Wilde. Jak dla mnie jest uosobieniem kobiecości. Ideałem wśród ideałów. Jest po prostu piękna <3 



I moje ulubione: 


piątek, 18 stycznia 2013

#Dzień siedemnasty - dniem sukcesu. Jest 70.8!

Dzisiejszy dzień jest zwiastunem dobrego weekendu. A powodem jest... 


TADAM! :D 

Żeby nie było, że ściemniam. Cel 71 kilogramów, odhaczony! 

JESTEM WIELKA! :D 

Jak wyżej, pozdrowienia dla wszystkich pań, które dają mi siłę. Za wsparcie, ciepłe słowo i dobre rady. Jesteście niesamowitą inspiracją! :* :)


środa, 16 stycznia 2013

#Dzień piętnasty - Ja i moja dobra znajoma, autodestrukcja.

"Nie chcę odwiedzinchyba, że masz dla mnie lek na receptę. Biorę te, które mam, ale zdają się leczyć próżnię. Ile trzeba tego zeżreć, żeby nie chcieć umrzeć?"

Już wiem, że egzamin z socjologii, będzie jedną wielką porażką. Chyba, że będę miała szczęście i trafią mi się akurat te pytania, na które znam odpowiedź. Haha, szczęście - cóż za niedorzeczność. Mój mózg odmawia współpracy, mój żołądek odmawia posłuszeństwa, mam uczucie tępego bólu w okolicy miednicy i zwracam niemalże wszystko co zjem poza produktami mlecznymi. Jest fajnie <3
Kalorii na razie nie liczę, jem mało, większość i tak zwracam, więc dieta chyba utrzymana, co? Nie czuje się najlepiej. Chyba pora odwiedzić lekarza w sprawie badań okresowych.
Zaczyna powoli mnie męczyć fakt, że dieta będzie trwała tak długo. Wolałabym raczej...  Natychmiastowe efekty? Ale prę dalej do przodu! Tuż po egzaminie będzie już miesiąc diety. Wtedy może przekonam samą Siebie, że warto.
Dziękuję za wszystkie słowa na otrzeźwienie, które ostatnio od was dostałam. Pomogły mi wsadzić łeb pod zimną wodę i oprzytomnieć.

Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam rap na mojej playliście i nie irytuje każdego wchodzącego. Trzeba być otwartym na muzykę!
W sumie to bardzo sentymentalne kawałki. Pierwszy trafia do mnie szczególnie. Może to dlatego, że ten skurwiel zadedykował mi pierwszy wers tego kawałka niedalej jak dwa miesiące temu? I od tej pory znów nie mogłam przestać o nim myśleć? Jak można tak bezczelnie mieszać ludziom w głowach. Szok.

11 dni do egzaminu.  Boże miej mnie w Swojej opiece, bym do tego czasu nie zwariowała.

Pozdrawiam ciepło z mroźnej i zasypanej śniegem Anglii! :*

prywatnakokaina@gmail.com - w razie jakby ktoś chciał się skontaktować prywatnie. Na prawdę chętnie nawiążę nowe znajomości. Może to pozwoli mi czuć się choć trochę mniej samotną.

edit 1. Byłam na wadze. Pokazała 71.7, yay? Może w piątek rano będzie kolejny kilogram mniej? Nagle mój humor się poprawił! Idę jak burza! Mwhahaha! :)

wtorek, 15 stycznia 2013

#Dzień czternasty kac nie chce odpuścić.

Nadal męcze się z mega kacem. Nadal nie mogę przestać myśleć o tym skurwielu. Nadal nie wiem kto tu jest większym idiotą - ja czy on.
Każda historia ma dwa dna. Ta ma nawet kilka. I choć odwiedzają mnie tylko wirtualne osoby, a nikt nie zna mojego imienia, to nie potrafię tej historii opowiedzieć. Trawi mnie wstyd, zażenowanie i smutek. Żal do samej Siebie, że przez ostatnie cztery lata byłam ślepa i dałam się wykorzystywać. Że tylu dobrych ludzi przez to zraniłam. Że byłam gotowa podejmować durne, pochopne decyzje, z Jego kaprysu.
Jest we mnie tyle bólu, żalu i goryczy.
Można się zadławić łzami?

Bilanse to teraz moje najmniejsze zmartwienie, ale wczoraj były trzy małe miski żurku i rano serek wiejski. I dużo wody na kaca. I tylko rano klin żeby nie czuć się paskudnie. Weekend wyjety z życia. I gdybym teraz nie jechała do szkoły to dla mnie nadal by była niedziela.

W końcu kupiłam ta czerwoną herbatę. Może pomoże na bolącą wątrobę. A może to serce zawstydzonę się ukryło i teraz daje o Sobie znać w taki sposób?

Koniec mojego biadolenia. Wcale nie czuje się lepiej...

Pozdrawiam.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

#Dzień trzynasty - dniem kaca

Wczorajszy dzień to sałatka i rosółek, a potem chlanie. Mój organizm jest tak tym wymęczony, że nawet już o jedzenie nie woła. Sałatka była zjedzona z tatą by było mu miło, a mama zaś dosłownie wlała we mnie na siłę rosół. Stoczyłam się na emocjonalne dno. Chyba po raz pierwszy jestem tak nisko, a czuje, że mogę zejść niżej.
Wyszłam z autobusu kilka przystanków wcześniej by przewietrzyć ten pijany łeb. U nas, w Anglii, spadł pierwszy śnieg, więc teraz to druga Rosja, tak zimno.
Codziennie spotykam tylu życzliwych mi ludzi, ale wiem dobrze, że są tylko na chwilę w naszym życiu. I to sprawia, że czuje się samotna. Bardzo samotna.

Dziękuję za ciepłe słowa wsparcia. Za te chłodne też. To pewnie tylko dlatego dzisiaj pchnęłam się z łóżka i idę do szkoły.
Zawodzę sama Siebie. Jakie to smutne.

niedziela, 13 stycznia 2013

#Dzień dwunasty: Wulgarnie i bez motywacji.

Już nic nie czuje... 

Po szaleństwach pijanego weekendu, nadszedł czas na chujową niedziele. Cóż za melancholijny dzień.
Wczoraj straciłam przyjaciela, który prawdopodobnie nigdy nim nie był. Z dwóch powodów: 1. bo przecież prawdziwych przyjaciół się nie traci. 2. bo miałam do Niego ogromną słabość.
Teraz odszedł, a ja wiem, że na zawsze.  Nawet jeśli wróci, to nie będę chciała go znać. Nie jestem cholernym Jezusem, żeby dać Sobie przywalić pięścią w nos i jeszcze wypiąć tyłek, by dostać kopa w dupsko, jeśli bliźniemu się podoba.
Straciłam przez to motywacje - w piątek piłam, sobotę piłam, pewnie pić będę i dzisiaj. Jak żasłosnym musi być człowiek, żeby topić ból w kieliszku wódki?

Weekendowe bilanse to aż wstyd, więc się nimi dzielić nie będę. Na szczęście żoładek mi się zmniejszył i przynajmniej nie pochłaniałam ogromnych ilości. Ale fakt faktem, dzis głodóweczka. Albo od razu palne Sobie w łeb i po kłopocie.

Zadziwiające jest to, jak jeden człowiek może nam odebrać chęć do życia i prawo do szczęścia.

Pieprzony skurwysyn i ślepa pizda. Tośmy się dobrali. 

środa, 9 stycznia 2013

#Dzień ósmy zaliczamy do udanych

Koniec dnia ósmego. Nie licząc tej nieszczęśnej niedzieli, można powiedzieć, że cały tydzień odchudzałam się bez zarzutu. To niespotykane. Skąd we mnie taka silna wola? I nawet się nie skarże. Ciągle siedzi w głowie ten mały głosik, który mówi, no zjedz, no zjedz! No i bulimia znowu mnie odwiedziła dziś rano, ale poza tym jest pozytywnie. To dzięki wam moje drogie. Dzięki waszemu wsparciu. :)

Jeśli chodzi o cele tygodnia to z czystym sercem mogę powiedzieć, że sociologii uczę się sumiennie i będzie więcej niż 10 godzin.
Gorzej jest ze ćwiczeniami, ale postaram się namówić mego P. by w weekend trochę potańczyć.
Paznokcie podgryzam, lekko skubie - nerwy związane z egzaminem, ale jeszcze wszystkich nie zjadłam :P
Opuściłam już dwie godziny w tym tygodniu. Nauczyciel od Marketingu mnie zabije, to pewne.
Diety się trzymam i uśmiecham się też.
Czuję się zajebista :)

Bilans dnia dzisiejszego:
Serek wiejski light - 166 kcal
Udko z kurczaczka wysmażone w halogenie - 150 kcal
Sałatka, chociaż Jej liczyć nie powinnam to - 120 kcal
Dwa słodkie serki homogenizowane z owockami - 100 kcal 
Dwa ciasteczka Belvita - 100 kcal = potrzebuje pobudzić mózg i udobruchać go by chciał się uczyć.
Kawa - 20 kcal, choć przede mną długa noc i to nie będzie jedyna moja kawa dnia dzisiejszego

Razem: 536 kcal - mieszczę się w bilansie. Jak ja to robie?

Pozdrawiam ciepło :).

Edit. W piątek wchodzę na wagę. Boje się. Naprawdę się boje. Jeśli nic się nie zmieniło, to znowu przejdę chwilowe załamanie. Proszę, trzymajcie kciuki!

wtorek, 8 stycznia 2013

#Podsumowanie dnia siódmego.

Coraz mniej czuję...

Bilans na dziś: 
Paczka pomidorków 
Serek wiejski 112 gram - 80 kcal
Około trzystu (w co wątpie) niecałe 200 gram kurczaka plus dwie porcje warzywnej sałatki. - 300 kcal
Sucharki i kilka pomidorków - 115 kcal
Kawa - 20 kcal
Około 515 kcal, nie licząc pomidorków. 

Dzień siódmy uważam za jak najbardziej udany. Jestem z Siebie dumna :) 




poniedziałek, 7 stycznia 2013

#Dzien szosty - Poniedzialek pod znakiem nowej nadziei

"Ty mnie odnalazles, mowisz, ze mnie uratujesz? Szybciej, bo z dnia na dzien coraz mniej czuje."

Oczywiscie rano wlazlam na wage, bo nie moglam sie powstrzymac. Wskazywala magiczna liczbe 72.5. Niby jest ten kilogram mniej po tlustym Sylwestrze, ale co z tego? Nie wiem dlaczego, ale niewazne jak ciezko bym sie nie starala, od trzech miesiecy nie moge zejsc ponizej 72 kilogramow. To jest jakies fatum!
Diety ciag dalszy. Jest godzina 13:30, a ja do tej pory zjadlam kilka pomidorkow i jeden serek wiejski light 166 kcal. Trzymam sie dobrze. Tylko strasznie mi zimno w dlonie, ale to pewnie efekt gwaltownego organiczenia jedzenia.
Jesli efekty nie beda widoczne w skali tygodnia to predzej czy pozniej (predzej pewnie) poddam sie i zrezygnuje. Jednak dzis jest poniedzialek - nowy tydzien = nowa nadzieja. Bede dobrej mysli. Trzymajcie kciuki, zeby waga w kolejnym poniedzialkiem pokazala chociaz te zakichane 71.9. Wtedy bede przeszczesliwa.

Cele na ten tydzien:
  • Uczyc sie sociologii przynajmniej 10 godzin w tym tygodniu.
  • Nie obgryzc ani jednego paznokcia.
  • Trzymac sie kurczowo diety i nie zawalic ani jednego dnia.
  • Wbic sie na stepperek i pocwiczyc przynajmniej trzy godziny w tym tygodniu
  • Nie opuscic ani jednej lekcji w tym tygodniu.
  • Tanczyc przynajmniej jedna godzine w tym tygodniu
  • Usmiechac sie i byc dobrej mysli! :)
I tak mi dopomoz Bog.

Pozdrawiam cieplo wszystkie wpadajace i komentujace motylki ;*

Edit. Przegladalam dzisiaj stare zdjecia sprzed roku, gdy wazylam nieco ponad 60 kilogramow. Co ja ze Soba zrobilam? Wtedy bylam prawie "idealna", jak na moje i tak niskie standardy, a teraz? Pieprzony wieloryb. I jak tu nie plakac?

Edit 2. Bilans na dziś:
Więcej niż litr wody. 
Serek wiejski ligh 166 kcal 
Jabłko 30 kcal
Spotkanie z przyjaciółką bulimią w obiad. 
Serek wiejski ligh 166 kcal 
4 sucharki z dwoma plasterkami serka light - 115 kcal + 40 kcal 

Bulimio, ty suko. 

niedziela, 6 stycznia 2013

#Dzień piąty - pod znakiem wpierdalania.

Niedziela upłynęła pod znakiem wpierdalania. Przyszedł P. przyniósł pizze, chipsy, żelki i drinki i się zaczęło. Jestem kretynką. Czy on próbuje mnie utwierdzić w tym, że jestem pieprzony życiowy nieudacznik? Jestem żałosna. 

Bilans dnia: 
35646757531 kcal. Może więcej. 

Edit. Obiecuję Sobie, że do piątku nie wejdę na wagę. Żeby się nie stresować. Obiecuję. I będzie kilogram mniej. Będzie! 

sobota, 5 stycznia 2013

#Dzień trzeci i czwarty - dni zlewają się w jedno.

Weekend.

I zaczął się weekend. Ostatnie dwa dni przed moim powrotem do szkoły. Może to i dobrze, bo w szkole czy tam w "koledżu", (jak zwał, tak zwał), jest mniej okazji do pochłonięcia kalorii.. Przynajmniej mama nie biega za Tobą z pędem kiełbasy. ;)
Wczorajszy dzień minął dobrze. Bilans wyglada następująco: 
3 suchary + 9 plasterków szynki - 90 kcal + 45 kcal 
Serek wiejski light - 166 kcal 
Zupa pomidorowa ciąg dalszy - 60 kcal 
Kawa zbożowa i duużo herbaty i duużo wody

No, a później przyjechął mój i z ledwością go namówiłam na zrobienie "dietetycznego kurczaka" usmażonego w piecu, z którego ściekł z niego tłuszcz. Wow! Po raz pierwszy nie było kebaba, choć skubany przyznał mi się później, że tuż przed przyjazdem zjadł dwa wrapy z grillowanym kurczakiem. A niech go szlag. 
Razem jakieś 550 kcal, może troszkę mniej, może troszkę więcej. Trzymam się w ryzach, pierwszy raz w życiu. Wow, to niemożliwe!

Dziś jest dzień czwarty (tak mi się przynajmniej wydaje), zaczynam owy dzień z dzbanuszkiem herbaty. Jeśli uda mi się wytrzymać siedem dni, to będzie to mój pierwszy rekord. Choć wczoraj zaczęłam odczuwac skutki tzw. "niedożywienia", po 300 kcal rano i później długo nic, nic, nic - zaczęło mi się robić bardzo zimno, choć w domu zazwyczaj jest ciepło. Musiałam sie poratowac garnuszkiem zupy pomidorowej. To normalne? 
 Za godzinę jadę do P. by zrobić mu wjazd na pokój, który jest w opłakanym stanie. Na prawdę. Chłopak nie wie co to sprzątanie. Wychodzi z założenia, że jak śmierć kopnie pod łóżko, to on znika. Serio, nie blefuje. Niestety, kobieta to ma ciężkie życie. :)

Pozdrawiam was moje kochane, a w szczególności te, które wpadają i wspierają. Wasza pomoc i motywacja dla mnie jest nieoceniona! 


czwartek, 3 stycznia 2013

#Dzień drugi - Motywacja ciągle ze mną

Noworoczne postanowienie: Schudnąć piętnaście kilo - bez wymówek, bez płaczu, bez dramatyzowania. Po prostu odchudzanie. Wierze, że mogę. 

O dziwo, jest pornek (poranek, mwahaha, o godzinie prawie 12nastej.) dnia drugiego, a ja czuje się świetnie. I psychicznie i fizycznie. Nie mam napadów głodu, nawet ochoty na jedzenie nie mam, choć cieniutki głosik w głowie piszczy, że by coś zjadł, to wiem, że to uzależnienie woła.
U mnie w domu jest o tyle dobrze, że ojciec w sprawie diety jest bardzo eskstremalny. On potrafi cały dzień jechać na jabłku i Coli Zero i zachęcać do tego innych oraz promować to jako szybki sposób odchudzania. Więc drobna ilość kalorii jakie mam zamiar spożywać wcale mu nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, robimy zakłady kto zje mniej, z tym, że postawiłam rozsądną (choć czy tak do końca?) linie, poniżej której nie wolno zejść: 350 kalorii dziennie. Mój ojciec to wariat i wiem, że byłby w stanie nie zjeść nic cały dzień, a jednak prowadzi samochód i chodzi do pracy. Nie chce, by w którymś momencie zasłabł.
Z kolei mama jest profesjonalnym dokarmiaczem. Potrafi wejść do pokoju i pół godziny namawiać Cię byś szedł na dół i spróbował tego czy tamtego. Potrafi podczas Twojej diety gotować wszystkie Twoje ulubione dania. Potrafi kupić Twoje ulubione niezdrowe żarcie i szafke słodyczy, gdy ogłaszasz, że przechodzisz na diete. To taki cichy sabotażysta. I gdy się dowiedziała o naszych zawodach, zrugała nas i kazała się popukać w głowę. I bądź tu normalny człowieku?
Dziwna rodzina.

Bilans na dziś: 
Dwa plasterki szyneczki - 10 kcal 
Kawa z mlekiem - 20 kcal 
Zupa pomidorowa - 100 kcal
Paczka pomidorków koktajlowych - 35 kcal
Wieeele szklanek wody. Wiele herbat niesłodzonych.
Podsumowanie dnia: 165 kcal 

Szczerze? Sama jestem w szoku. W ogole nie czuje głodu. 



Ach, i tak na zakończenie to chce podziękować wszystkim bloggerką za słowa wsparcia jak i rady i pouczenia. Bardzo Sobie to wszystko cenie. I obiecuje nie zawieść te, które trzymają za mnie kciuki.
Pozdrawiam cieplutko. :*

środa, 2 stycznia 2013

#Podsumowanie dnia pierwszego.


Chcesz zjeść coś niezdrowego albo tłustego? To najpierw dotknij Swojego brzucha. Czujesz ten tłuszcz? Więcej Ci go nie potrzeba.


Dzień pierwszy zawsze jest najłatwniejszy. Ma się najwięcej motywacji, najwięcej wiary w Siebie. Dzisiejszy dzień zaliczam do jak najbardziej udanych. Pomimo, że cały dzień siedziałam w domu, bo wciąż mam wolne, to posprzątałam swój pokój, posprzątałam łazienkę i jeszcze kuchnie. Czyli trochę ruchu było.

Bilans dnia dzisiejszego: 

Herbatka na lepsze trawienie 
Trzy szklanki czystej wody
Serek wiejski light - 166 kcal 
Jedna mała pomarancza - 30 kcal
Dwie paczki pomidorków koktajlowych - 35 kcal
Serek wiejski ligh - 166 kcal
Kawa z mlekiem i słodzikiem x2 - ok. 40 kcal
Trzy sucharki - 90 kcal 
6 plasterków chudej szyneczki - 30 kcal 

Całość: 495 kcal, bo nie liczę warzyw ani owoców. 
Jak na pierwszy dzień - jest bosko <3

Obym tylko jutro miała siłę by walczyć o Siebie. Jedno wiem na pewno, najcięższa walka to walka z samą Sobą. 

Pozdrawiam wszystkie motylki, te większe i te mniejsze. 
Chudości, motywacji, masy straconych kilogramów i żadnych napadów głodu - życzę wam w nowym roku! 

#Dzień pierwszy.

 "Dziś jest pierwszy dzień reszty naszego życia."

Trzymiesięczną dietę zaczynam od dzisiaj. Będzie to dieta 550 kcal, wyznaczona tak, żeby za te trzy miesiące schudnąć 15 kilogramów, choć myśląc realistycznie i znając moje zapędy do paskudnego żarcia i brak wparcia ze strony chłopaka, który jedyne co to żarł by fast-food'y, to najwyżej mogę liczyć na kilogramów pięć, jeśli się mocno postaram to 10. Dzisiaj wolę nie wychodzić na wagę, w Sylwestra i po Sylwestrze zaszalałam i nie chcę znowu wylewać łez. Wiem, że po świętach waga wynosiła 73,0 kilogramów. 
Ogólnie to mój własny organizm ma mnie głęboko w dupie. Powiem więcej - robi mnie w chuja. Gdy jem jak szalona, tyje niewiele. Gdy nic nie jem.. tyje WIECEJ niz kiedykolwiek. I badz tu czlowieku madry. 
Prosze o wsparcie. Jestem slaba istota. Tak bardzo podziwiam te z was, ktore osiagnely wage ponizej 50 kilogramów. To musi być niesamowite uczucie. Też taka będę. Nigdy więcej nie będę grubasem. Nigdy! 

Ten rok będzie moim rokiem. Muszę ułożyć jakieś postanowienia noworoczne. I jakiś plan odnośnie diety. Jakieś sugestie? ;)