niedziela, 21 grudnia 2014

55.5 kg

Na wadze dziś 55.5 kg.

Im bliżej celu, tym ciężej. 
Dni przepływają przez palce, a wyniki jak zwykle kiepskie w porównaniu do innych. Wszysyko to idzie slimaczym tempem. Powinnam się wstydzić. 

Mam ogromną chrapke na weglowęglowodany. Proteiny czy warzywa zeszły na dalszy plan. I co tu począć? Taki to człowiek juz głupi w tym wszystkim. Zamiast Sobie pomagać, szkodzi.

A najcięższe w tym wszystkim jest osiągnięcie balansu i harmonii pomiędzy życiem rodzinnym, towarzyskim, dietą, nauką, ćwiczeniami oraz czasem dla siebie. 

Mam nadzieję, że u was znacznie lepiej. Trzymam kciuki.
buziaczki 
KOKAINOVVA

piątek, 1 sierpnia 2014

58.3

Taki tytul, bo chyba tylko to tu sie liczy. Jest dawno upragnione piec z przodu I choc tracilam je z oczu wielokrotnie w ciagu ostatnich miesiecy, to jest ze mna I trzymam je mocno.
Staram sie jak najmniej jesc, a jesli juz to tylko warzywa, nabial I chude mieso. Nie wiecej niz 1200 kcal choc czasem ta liczba nie przekracza nawet 1000, a w dobrym dniu mniej niz 500 kcal, ale to zalezy od zycia. No I cwiczenia. Basen, silownia, duzo dlugich spacerow. Odchudzanie wcale nie jest takie proste kiedy sie nie glodzimy I katujemy.
Bulimia nadal ze mna. Chyba sie jej tak predko nie pozbede. Coz, niech narazie zostanie. Ale sie uspokoila. Wie jak sie zachowac, czesto siedzi cicho, czasem wygrywa, ale rzadziej.
Egzamin poprawkowy z ekonomii przede mna. Nje mam ochoty na nauke. 6 egzaminow zdanych na dobre oceny za mna. Jest git!

A jak u was? :)

czwartek, 20 marca 2014

11/31 / 5 nadal z przodu.

Wrocily stare nawyki. Zaczynam sie glodzic, a ze staram sie nie wymiotowac, to i dieta przychodzi wolniej. Waze sie codziennie, mocno to kontroluje. Musze dojsc do konca. Tym razem na 100%. Jest coraz cieplej, wiec bede sie starala jak najczesciej wychodzic. Narazie 'odchorowywuje' caly stres z ostatnich kilku tygodni. Moge cieszyc sie krotka przerwa zanim bedzie trzeba sie zabrac za nauke do egzaminow.
Mam nadzieje, ze u was rownie pozytywnie i slonecznie.

Trzymajcie sie szczuplo i zdrowo dziewczynki!

_______________________________________________
Waga początkowa: 62.2 kg
Waga obecna: 59.2 kg

Zmiana: - 3 kilogramy. 

Waga docelowa: 55 kg

Zostało: 4.2 kilogramy.


Cel: 58.5 kg do soboty. 

czwartek, 13 marca 2014

4/42 i odzyskanie 5 z przodu!

Faza naprzemienna sprawa niewielki problem. Zwłaszcza, gdy dni zlewają sie w jedno i człowiek właściwie nie wie czy dzisiaj jest dzien warzyw i protein czy to juz wczoraj. I gdy odrywam sie od białka i zaczynam jeść warzywa, zaczynam mieć ochotę na inne rzeczy.
Do kompulsow wrocilam, choc to raptem jeden na dwa dni. Wazen wyczyn, ale lepsze to niz rzyganie po 5 razy dziennie.
Na wadze regularny spadek. Na razie zadnego wzrostu pomimo moich małych weekendowych wybrykow. No i wczoraj jadlam warzywa z makaronem. Spieszylismy sie z K do teatru i nie zdazylam zrobić nic do szamania. Trzeba bylo kupic cos na miejscu. On parowke w cieście, ja sałatkę, ktora byla malo Dukanska, lecz z braku laku.

Fakt: same bialka sprawiają, że mamy mniejsza ochotę na jedzenie. Zjadlam odrobinę węglowodanów i momentalnie czulam glod na więcej i więcej!
Duzo wody to klucz w tej diecie.
Dużo wody, wiary w siebie i uśmiechu.

Liczby:
Od początku: 62.2 kg
Teraz 59.7 kg
Spadek: 2.5 kg

Oby tak dalej.
Trzymajcie sie szczuplutko dziolszki :*

czwartek, 6 marca 2014

3/4 - Faza uderzeniowa. Bliżej niż dalej.

Dziś, na początku dnia trzeciego, postanowilam po raz drugi wlezc na wage. Nie moglam sie powstrzymać. Balam sie zawodu, jednak Dukan dziala zarzutu.
A mianowicie:
Waga wczoraj, dnia 2giego: 61.1 kg
Waga dzis rano, dnia trzeciego: 60.5 kg

Taka sytuacja.

Nigdy tak nie tęskniłam za warzywami.
Na jajka patrzec nie moge. Kurczaka bede omijac z daleka, ale dzialam dalej! Chyba warto...

Trzymajcie sie chudo, kochane :*

wtorek, 4 marca 2014

Nieoczekiwana zamiana miejsc: czyli jak Pro-Ana zamienia się w Dukankę.

Ponoć i dieta Dukana i styl życia pro-Ana są podobnie niszczące, a już napewno niewiele pomagają. Byłam bardzo za pro-Aną. Całym sercem. Nadal wspieram wszystkie z was, które działają w tym kierunku i wytrzymują te restrykcyjne diety. Ja nie potrafię. Już nie potrafię. Każda taka próba kończy się kilkoma atakami obżarstwa i wymiotów. Wygląda to jak jakbym wpadła w dziurę i utknęłam tam. Jestem tym zmęczona. Psychicznie i fizycznie. Poczułam, że czas na zmiany.
I w ostatnim tygodniu zaliczyłam dwa wzrosty wagi po perfekcyjnym tygodniu, które nie do końca były moją winą. To jak się wściekłam, to chyba nigdy nikt się nie wściekł. Mówię wam.

Więc zdecydowałam się na zmiane. Nigdy nie byłam za Dukanem i za każdym razem szybko rezygnowałam, ale zmotywowała mnie znajoma, która znów podjęła wyzwanie z tą dietą i jest gotowa mnie przez to przeprowadzić.

Ja jestem gotowa podzielić się z wami wrażeniami.

Dostałam oficjalną polską stronę Dukana (http://www.dietadukan.pl/), gdzie trzeba mi się było zalogować, podać dane, typu najmniejsza waga największa waga, przebyte diety, preferencje etc i poczęstowali mnie takim wykresem składającym się z trzech głównych faz:
Waga jest nieco większa niż bym chciała, jednak w obecnej sytuacji nawet trzy czy cztery zrzucone kilogramy w obecnej sytuacji będę cieszyć niemożliwie. Uciełam ostatnią fazę, fazę stabilizacj, gdyż jest to ostatnia faza nie związana z samą dietą. Wczoraj zaczęłąm działać. Sekret polega na tym by jeść produkty, gdzie proteiny przeważają nad węglowodanami. 
Lista produktów Dukana jest długa, zawiera ponad 100 produktów w fazie pierwszej, więc nie narzekam. Mam już kupione ryby, zwykły i w puszeczce (np tuńczyk czy łosoś), serki wiejske, serki homogenizowane odtłuszczone, szyneczki i mase innych produktów, których wymieniać nie będę. 

Wczoraj minął dzień pierwszy z czterech w fazie uderzeniowej. = 1/4
Posumowanie: Chleb, chleb, chleb. Gdzie jest chleb?!
Waga początkowa: 62.2 kg
Obiecany spadek: 1.39 kg
Następne ważenie: 7 Marca rano.

W następnym poście, a mianowicie 7mego, moje rady jak radzić Sobie z tą dietą i jak sprawić by działała bez zarzutu. Muszę jedynie sprawdzić czy sposoby, które stosowałam wcześniej wciąż działają.

A oprócz tego byłam wczoraj na godzinnej przejażdzce rowerem i zaliczyłam 315 kalorii. Było ekstra. Czas ruszyć pupę i zacząć ćwiczyć i czerpać energię ze słoneczka przez oknem. Do boju, Koka!

Trzymajcie się chudziutko, kochane!

wtorek, 25 lutego 2014

Dziękuję za odzew.. Czas wrócić do początku.

Dziękuję za odzew pod poprzednim postem. Nawet nie wiecie jaką wielką nadzieje we mnie obudziłyście. Jakiego kopa mi dałyście i jaki uśmiech wywołałyście.

Wracam. Wróciłam właściwie. Jak córa marnotrawna wróciłam. Nie radzę Sobię. Sama Sobie naprewno nie poradzę. Potrzebuje waszego wsparcia. Kochane, potrzebuje was jak nigdy wcześniej. 
Przez ostatnie pół roku bardzo się wyniszczyłam. Głodówki, bulimia i wieczne stresy, a później napady obżarstwa bardzo osłabiły mój organizm; zaczęłam źle się czuć, cierpieć na bezsenność, dużo chorować. Paznokcie zaczęły się łamać, włosy wypadać i łamać, skóra stała się szara, a dłone wysuszone.
   Ze zdrowej dziewczyny z nadwagą, stałam się cieniem samej Siebie z wagą 'w normie'. Czy było warto?
Jeśli zapytałby mnie ktokolwiek inny, odpowiedziałabym 'nie', ale was nie będę kłamać. Znacie te historie pewnie z autopsji. Każda z nas przeżyła swój własny "dietowy dramat", jednak wiem napewno, że żadna z nas nie żałuje żadnego straconego kilograma. Ja nie żałuje. Żałuje jedynie, że nie straciłam więcej. Zatrzymałam się jakieś kilka tygodni temu i od tamtej pory waga ani rusz.
   Muszę przełamać te złe fatum.  
Nie będę nikogo oszukiwać i zwodzić zdrowymi dietami; nie będę oszukiwać samej Siebie przede wszystkim. Zdrowa dieta u mnie nie wchodzi w grę. Nie potrafię inaczej niż przez 'detoksy', 'głodówki' i mojej przyjaciolki bulimi, ktora chociaz nie pomaga schudnac, pomaga trzymać się w ryzach.
Do celu zostało nieco ponad 5 kilogramów. Obiecałam Sobie, że wtedy dam Sobie spokój. Moje 55 kg w porównaniu do waszych 35 to ogromna liczba, jednak nie chce zejść poniżej wagi, przy której najbliźsi będą mi ubliżać. To mi nie potrzebne i tak mam głowę zawsze pełną problemów.
   5 pieprzonych kilogramów, które jak widmo wiszą nade mną i nie chcą dać się pokonać. 

Nie wiem jak się za to zabrać. Potrzebuje kogoś kto mnie poprowadzi. Potrzebuje jakichś rad. Wiele z was ma o wiele większe doświadczenie i o wiele więcej wypróbowanych sposobów. Jeśli ktoś zna jakiś sposób, którym można wspomóc cały proces. Nie mam zbyt wiele sił, jednak mam ogromny upór żeby dążyć do celu. Jeśli ktoś mógłby mnie pokierować w dobrą stronę. Od czego zacząć? Detox? Głodówka? Stopniowo schodzić w dół? Kopenhaska? Dukana?

Po wszystkim obiecuje prowadzić zdrowy tryb życia. Słowo harcerza.

Bilans z dnia 25/02/2014:

8:00 Szklanka wody z cytryną. (1kcal)
9:30 Dwa sucharki z sezamem i dwa plasterki szynki. Ogórek kiszony. (40+30+1kcal)
12:00 Paczka rzodkiewek (25 kcal)
13:00 Chińszczyzna z samych warzyw i małej piersi. (250kcal)
do 19:00 planuje zjeść 'nic' 
A 19:30 serek wiejski ze szczypiorkiem.  (170 kcal)

I tak mi dopomóż Bóg.

Kokainovva xxx