środa, 26 grudnia 2012

#3. Ostatni dzień świąt, przeddzień głodówki.

Waga z rana, na czczo wykazała 72,5 kilogramów. Może uda mi się przełamać granice tych nieprzekraczalnych 72 kilo i zejść niżej. Jeśli zobaczę 71 na wadzę przed sylwestrem to się popłaczę ze szczęścia. Jest ranek, rodziców nie ma więc nie muszę jeść, mogę się napić wody, słuchać muzyki i wziąć tabletki na odchudzanie. Takie śniadanie zdecydowanie mi wystarczy.
Problem mojej rodziny polega na tym, że wszyscy to profesjonalni dokarmiacze. Nie ma u mnie w rodzinie osoby szczupłej (nie licząc dziadka, który i tak do końca niewiadomo czy jest z naszej rodziny), tak więc tendencje do tycia mam zapisaną w genach. Jednak trzeba Sobie z tym poradzić. Nie mogę po prostu siąść i płakać. Trzeba coś z tym zrobić, przerwać zła passę! Jednak trudno jest jakkolwiek się ruszyć z miejsca jak na każdym kroku czekają na mnie pięknie pachnące obiadki, moje ulubione dania, naleśniczki, kiełbaski, spagetti i inne takie. Mam straszną słabość do jedzenia.
Chociaż już zaczynam czuć zrazę do jedzenia. Chyba przystoiłam główną myśl stylu życia Pro Ana - jeden moment w ustach, całe życie w biodrach. To bardzo mądra myśl, nad którą nigdy się nie rowodziłam zbyt długo. Będzie teraz mi długo towarzyszyć.
Głodówkę zaczynam 27-28-29, w przeddzień Sylwestra się zważe. Zobaczymy jakie będą wyniki.
Trzymajcie kciuki!

Moje marzenie?

Mieć tak boski tyłek! <3 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz